Bo w "moim" sklepie osiedlowym, to mają taką maszynę, która nacina schabowe żeby nie trzeba ich było tłuc.
I nie epatuje się w domu przemocą później.
No.
Krótkim kaszlem - metodą na trzy talerzyki - jadziem.
mięcho, trochę mąki, rozbełtane z solą i pieprzem jajo kurzęcia, bułka tarta (wiem, wiem: "Bułka, Bułka, ty *ju").
To już tylko tak dla pewności troszkę pieprzu z młynka na mięcho, troszkę majeranku i po kolei na każdy talerzyk.
Olej musi być gorący, więc trzeba sprawdzić jego temperaturę.
Najprościej, sypiąc szczyptę tartej bułki.
No i od razu widać, że ten jeszcze nie jest.
Ale już po chwili... tadam:
Pora na ciebie kotlecie
Kiedy kotlet się przysmaży z jednej strony, obracamy go i pieronem na drugiej patelence, na maśle robimy jajo "sadzone".
Tylko trza uważać, żeby się żółtko nie ścięło.
I teraz tak: na kotleta kładzie się plasteralbodwa żółtego sera, na to jajo i pod pokrywkę.
No. A później to już z górki, bo tak:
do ugotowanych ziemniaków dodać masła, przykryć na moment pokrywką, żeby się rozpuściło z tego upału, a następnie przerobić je na puree.
Jeszcze tylko posiekać grubo natkę pietruszki, dołożyć tarte buraczki ćwikłowe z chrzanem i prosz:
No i co myślisz?
Może taki być?
Będziesz jeść?
Będziesz?
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą